Popularne posty

piątek, 29 maja 2015

Akademia Leona - część II

Ci rodzice, te dzieci, te Panie, które poświęciły tak dużo czasu dla naszych pociech.
Bo to ich praca? Tak!

Za pracę dostaje się pieniądze, ale pracując nie trzeba dawać serca. One dają. 

Nieskończone podziękowania trwały i trwały.
Ja siedziałem zamyślony w kącie i zastanawiałem się jak to się stało, że w życiu trafiam na tak wspaniałych ludzi.
Ostatnio trochę bez przemyślenia powiedziałem do pewnej wspaniałej osoby: mam szczęście trafiać na cudownych ludzi w życiu. Mam też umiejętność, która pozwala mi z nich czerpać.
Wczoraj na Akademii w przedszkolu u Leo podziwiałem, zachwycałem się, przeżywałem.
Doniosłość Akademii Przedszkolnej sprawiła, że oczy mi się pociły.

Może byłem zmęczony.... i niech tak zostanie

Akademia Pana Leona

To bardzo dziwne uczucie patrzeć na Leona w trakcie przedszkolnej akademii.
Każde dziecko wychodzi na środek sali i recytuje swoje wierszyki. Niektóre po kilka. U niektórych dzieci już widać talent do zapamiętania tekstu i melodyjnego wypuszczania go w świat. Oby tylko rodzice to dostrzegli i umieli ten talent rozwijać i pielęgnować. Niektóre mają stres. Jest wesoło. Mikrofon w ich małych dłoniach wygląda jak jakaś powiększona wersja. Myli się im kolejność. Jest pięknie.

Leon nie recytuje.
Nie zapomniał swojego wierszyka.
Zapomniał nauczyć się mówić. A dokładnie jego choroba zapomniała, że powinien był o tym pamietać.
Wredna suka z tej choroby, że nie pozwala takiemu małemu chłopcu recytować wiersza na akademii. Co on niby jej zrobił. Czym zasłużył sobie na brak możliwości mówienia, pamiętania i recytowania. Rodzice nagrywają to wszystko na swoje smartfony i będą puszczać znajomym pokaz talentu dziecka.
A co ja mam puścić? Leona patrzącego przez okno gdy wszystkie dzieci tańczą? Jego zagubiony wzrok szukający niczego.

Gdyby ta suka była kimś to miałbym do niej żal. Postraszyłbym i przepędził. Zatrudnił płatnego mordercę i zlikwidował. Stanął w obronie swojego syna i na chwile stałbym sie najokropniejszym człowiekiem świata.
Podobno potrafię nim być gdy ktoś zajdzie mi za skórę. Ona zaszła. Przez nią mój syn nie może popisać się swoim talentem recytatorskim, który niewątpliwie posiadałby gdyby nie ona.

Jest jednak problem.
Ona jest częścią mojego syna. Nierozerwalną i nieodzielalną. Muszę ją więc kochać tak samo jak jego. Więc kocham.