Ci rodzice, te dzieci, te Panie, które poświęciły tak dużo czasu dla naszych pociech.
Bo to ich praca? Tak!
Za pracę dostaje się pieniądze, ale pracując nie trzeba dawać serca. One dają.
Nieskończone podziękowania trwały i trwały.
Ja siedziałem zamyślony w kącie i zastanawiałem się jak to się stało, że w życiu trafiam na tak wspaniałych ludzi.
Ostatnio trochę bez przemyślenia powiedziałem do pewnej wspaniałej osoby: mam szczęście trafiać na cudownych ludzi w życiu. Mam też umiejętność, która pozwala mi z nich czerpać.
Wczoraj na Akademii w przedszkolu u Leo podziwiałem, zachwycałem się, przeżywałem.
Doniosłość Akademii Przedszkolnej sprawiła, że oczy mi się pociły.
Może byłem zmęczony.... i niech tak zostanie
To miejsce, w którym w zupełnie nieuporządkowany sposób opisuję wszystko to co związane z moim synem. Leon jest cudownym chłopakiem. Ma drobną zmianę genetyczną. W jednym miejscu jego łańcuch chromosomowy jest zduplikowany tak niewiele, że nawet nie jestem w stanie nazwać tej długości. Jednak wystarczająco dużo, żeby zmienić jego życie. Moje również.
Popularne posty
-
Nie przepadam za galeriami handlowymi. Nie lubię tłoku i wysuszonego powietrza. Brak słońca też nie wpływa na mnie szczególnie kojąco. Ni...
-
Jadąc samochodem z kolegą usłyszałem: nie przyzwyczajaj Leona do spania w Waszej sypialni, bo później żyć Wam nie da. Dziecko musi spać u si...
-
Każdego dnia docierają do nas setki informacji. O czyichś zaręczynach. O narodzinach dziecka. O zamachu we Francji. O katastrofie samolotowe...
piątek, 29 maja 2015
Akademia Pana Leona
To bardzo dziwne uczucie patrzeć na Leona w trakcie przedszkolnej akademii.
Każde dziecko wychodzi na środek sali i recytuje swoje wierszyki. Niektóre po kilka. U niektórych dzieci już widać talent do zapamiętania tekstu i melodyjnego wypuszczania go w świat. Oby tylko rodzice to dostrzegli i umieli ten talent rozwijać i pielęgnować. Niektóre mają stres. Jest wesoło. Mikrofon w ich małych dłoniach wygląda jak jakaś powiększona wersja. Myli się im kolejność. Jest pięknie.
Każde dziecko wychodzi na środek sali i recytuje swoje wierszyki. Niektóre po kilka. U niektórych dzieci już widać talent do zapamiętania tekstu i melodyjnego wypuszczania go w świat. Oby tylko rodzice to dostrzegli i umieli ten talent rozwijać i pielęgnować. Niektóre mają stres. Jest wesoło. Mikrofon w ich małych dłoniach wygląda jak jakaś powiększona wersja. Myli się im kolejność. Jest pięknie.
Leon nie recytuje.
Nie zapomniał swojego wierszyka.
Zapomniał nauczyć się mówić. A dokładnie jego choroba zapomniała, że powinien był o tym pamietać.
Wredna suka z tej choroby, że nie pozwala takiemu małemu chłopcu recytować wiersza na akademii. Co on niby jej zrobił. Czym zasłużył sobie na brak możliwości mówienia, pamiętania i recytowania. Rodzice nagrywają to wszystko na swoje smartfony i będą puszczać znajomym pokaz talentu dziecka.
A co ja mam puścić? Leona patrzącego przez okno gdy wszystkie dzieci tańczą? Jego zagubiony wzrok szukający niczego.
Nie zapomniał swojego wierszyka.
Zapomniał nauczyć się mówić. A dokładnie jego choroba zapomniała, że powinien był o tym pamietać.
Wredna suka z tej choroby, że nie pozwala takiemu małemu chłopcu recytować wiersza na akademii. Co on niby jej zrobił. Czym zasłużył sobie na brak możliwości mówienia, pamiętania i recytowania. Rodzice nagrywają to wszystko na swoje smartfony i będą puszczać znajomym pokaz talentu dziecka.
A co ja mam puścić? Leona patrzącego przez okno gdy wszystkie dzieci tańczą? Jego zagubiony wzrok szukający niczego.
Gdyby ta suka była kimś to miałbym do niej żal. Postraszyłbym i przepędził. Zatrudnił płatnego mordercę i zlikwidował. Stanął w obronie swojego syna i na chwile stałbym sie najokropniejszym człowiekiem świata.
Podobno potrafię nim być gdy ktoś zajdzie mi za skórę. Ona zaszła. Przez nią mój syn nie może popisać się swoim talentem recytatorskim, który niewątpliwie posiadałby gdyby nie ona.
Jest jednak problem.
Ona jest częścią mojego syna. Nierozerwalną i nieodzielalną. Muszę ją więc kochać tak samo jak jego. Więc kocham.
Podobno potrafię nim być gdy ktoś zajdzie mi za skórę. Ona zaszła. Przez nią mój syn nie może popisać się swoim talentem recytatorskim, który niewątpliwie posiadałby gdyby nie ona.
Jest jednak problem.
Ona jest częścią mojego syna. Nierozerwalną i nieodzielalną. Muszę ją więc kochać tak samo jak jego. Więc kocham.
czwartek, 7 maja 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)